- Czy wy do cholery wiecie, co to jest martwy ogr?! - Wydarła się Feilfri, z furią patrząc na Kilirię i Helvett. -Przed chwilą to zielone ohydztwo, splądrowało mi dom!
Helvett popatrzył zdumiony na Feilfri.
- Co? - zmarszczył nos zerkając na Kilirię. - Ty sprawdzałaś. Czy to możliwe, że ogr był żywy?
- Zgłupiałeś? - Warknęła wadera, kładąc po sobie uszy. Po chwili opanowała się. - Przepraszam. Ogr nie oddychał.
- Może coś nim pokierowało? Coś, co włada umarłymi? - Podsunął jakiś wilk.
Feilfri dopiero teraz zwróciła uwagę na basiora. Obrzuciła go nieuważnym spojrzeniem.
- Nie wiem. Możliwe. Śmierdział krwią i żywym mięsem... był... był... - Feilfri wzdrygnęła się z obrzydzenia. - Nieważne. Przybiegłam do was - wypowiedziała to zdanie z rezygnacją - bo Phantom nie mogłam znaleźć.
- Dobra. - Helvett chodził bez celu w tę i we wtę. - Co się stało? Opowiedz od początku.
- A więc, pięć minut temu wyszliście ode mnie. Ogr pojawił się znikąd. Ukryłam się w niewidzialnym schronie - Helvett i obcy basior pokiwali głowami z aprobatą - i czekałam. Ogr rozwalił wszystko, a kiedy zauważył że mnie nie ma, odszedł.
Kiliria prychnęła.
- Niemożliwe.
Feilfri rzuciła jej wściekłe spojrzenie.
(Reszta? I jakby co, ona nazywa się FEILFRI, nie Felfri)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz